"Ależ tu pięknie"...westchnął Jim z zachwytu. Dziś wyjątkowo późno wdrapał się na swoją trawkę, ale widok, jaki ujrzał, wynagrodził mu całodzienne oczekiwanie. Kiedyś w wielkiej tajemnicy przyprowadził tu swojego przyjaciela. Ten porozglądał się na wszystkie strony, powybałuszał swoje czerwone, opuchnięte oczka to na Jima, to na świat, który zobaczył i...czmychnął bez słowa na ziemie. Był tu też z Liną...ech...Tyle planów na przyszłość wiązał z Lina. Ona na widok świata, który chciał jej do stop złożyć zrobiła zdziwioną minę, zamierzała nawet cos sensownego powiedzieć, ale i tym razem jej się to nie udało, wiec chrumknęła jak zwykle coś niezrozumiale, zamrugała niepewnie, obróciła się zgrabnie na tylniej nóżce i...odeszła...co gorsza, teraz...tam na ziemi udaje, ze Jima nie dostrzega. Ech...westchnął już poraz kolejny dziś Jim. Pozostaje mu wiec w samotności oglądac to nieskończone piękno, które odkrył w czasie swoich licznych wędrówek wśród traw. Smutek samotności, który go ogarnął szybko przerodził się w ogrom niewypowiedzianego, niezrozumiałego nawet dla niego samego szczęścia, ze to właśnie jemu, takiemu małemu pluskwiakowi dane było ujrzeć doskonałość...
jeśli mozna spytać :)